Czyli co dzieje się w jednostce…
Oto przed Wami pierwszy (i miejmy nadzieję, że nie ostatni) numer gazetki o NAS. Czyli o G4SA. Czas już bowiem był najwyższy by wziąć swoje sprawy w swoje ręce. A bo jacyś pismacy rozpisywali się o kolesiach, których nikt nie zna, którzy ubierają się nieco mroczno (bo na czarno) i generalnie robią tyle zadymy, że wszystko co wcześniej stało i tak upaść musiało. No, ktoś z tym musiał zrobić porządek bo przecież każdy prawdziwy G4SAowiec wie, że: znani jesteśmy wszem i wobec (zwłaszcza znają nas kolesie pałający sympatią do sokołów ), ubieramy się gustownie a nie mrocznie, no i najważniejsze - nic przy nas nie upada! Wszystko idzie się walić na długo przed naszym przybyciem!!!
W trosce o swój jak i Wasz imydż poczułem potrzebę stworzenia kontry: Naszego Słowa Objawionego, do którego może i sam Ten Co Krowy Pasa napisze… Kto wie… Póki co wszystkim zajmuję się sam - ja, wielki i boski - Haari Makkinen. Kto by chciał coś dopisać tudzież dowalić cóś od siebie: piszcie śmiało, na pewno w G4SA miejsce się znajdzie.
No i najważniejsze: cała ta rzecz jest TOP SECRET i naczalstwo wiedzieć o niej nie może. Inaczej padnę jako ta kawka i przed Bossem stanę jak przed pręgierzem. Wszystko!
A co w dzisiejszym (pierwszym) odcinku:
O tak, trzeba sobie nawzajem otwarcie powiedzieć: czego my właściwie od tej przyszłości oczekujemy? Jako że G4SA News dopiero rusza i całość leży na zmęczonych życiem barkach Kriszny, oto jego pierwsze życzenie: niech ktoś, do kurwy nędzy, wykrzesa coś z siebie i podeśle jakiegoś arta do G4SA News. Biorę wszystko co tylko jest w miarę związane z G4SA, naszą Matką i Ojcem w jednym (chłe, chłe, chłe… ciekawe kto robi za matkę… ).
Inną zupełnie kwestią jest ciągła, jednostajna i melodyjna prośba do Najwyższego coby jaj sobie nie robił i wrócić do domu po akcji pozwolił. Własnymi oczyma widziałem ostatnio niejakiego Animala, który pod pozorem zezwierzęcenia totalnego i szału bojowego (tak miało to wyglądać) chyłkiem cofał się (dla niewtajemniczonych: po prostu spierdalał!) z miejsca tak zwanego zrzutu. Umykając mruczał pod nosem modlitwę, zaśpiewywał jakiś mało koszerny kawałek, strzelał oczami na wszystkie strony i generalnie wyglądał na zmieszanego. Ale chyba ciągle go ktoś tam w górze lubi bo Animal jakoś wrócił. Ma chłopina chody i tyle… Gdyby tak potrafił coś załatwić i dla reszty teamu………
Animal jak widać ma chody. Ale nie on jedyny! Niejaki Boss, który dla nas wszystkich Pierwszym Po Tym Który Jest Pierwszy ma chody o wiele większe! Boss jednym swoim splunięciem potrafi zmienić bieg historii, zamienić nasze życie w piekło (patrz: wszelkie możliwe misje), tudzież zafundować nam całkiem niezłą zabawę (patrz: kto żyw wróci ten imprezuje). Boss może powiedzieć nam: “Pierdolcie się na ryj ale to niewykonalne coś co kazałem wam wykonać zrobić macie” po czym nikt mu w wyżej wspomniany ryj nie pierdolnie! Ba, mało tego! Boss może tyle, że gdyby nasze matki dowiedziały się co on może to same zaciągnęły by się do woja by później zakazać nam do tego woja się wpierdalania. Boss jest Bossem i nic już tego nie zmieni. Jeżeli Boss każe ci nie paść od kul plutonu egzekucyjnego to masz nie paść! Ba, masz z nim jeszcze pograćnieco w szachy co jest o tyle trudne, że z wstrzymaną akcją serca i oddechem generalnie nieświeżym jakoś tak trudno piony przestawiać o logicznym myśleniu że już nie wspomnę. Boże Bossa błogosław i spraw by humor zawsze mu dopisywał!
[Kriszna]
Czy ktoś z was wie, że niejaki Fly (mamy takiego w jednostce!) spodziewa się potomka? Oczywiście będzie z tej okazji ochlej straszliwy i kac później okrutny! Znaczy się - być musi… A bo postawmy się w sytuacji biednego Fly'a, który olewa nas moczem ciepłym i gówno robi a nie urodziny. Bez wódy, browaru, kobietek i tego wszystkiego co na udaną imprezę się składa. Toż to równałoby się jego zgonowi! Banda degeneratów wtargnęłaby do siedziby wyżej wymienionego, spuściła mu przykładny wpierdol coby dziecko od najmłodszych lat uczyło się czym kończy się olewanie kumpli. A to dopiero początek porażki Fly'a! Jego żona widząc go zalanego krwią (od wpierdolu i wkurwu) a nade wszystko poznawszy się na nim całkowicie (mąż nie chlejący z okazji narodzin potomka to totalne nieporozumienie) z pewnością rzuciłaby go z prędkością błyskawicy a może i jeszcze szybciej. Załóżmy nawet, że tak się nie stanie. Mija kilka lat i jego dzieciak dorasta… Co się dzieje? Oczywiście poznaje prawdę o swym ojcu, który zamiast przykładnie uwalić się z okazji jego urodzin nie daje takiej szansy nawet swoim kumplom! Dziecko wali takiego ojca z góry na dół i jeszcze trochę pod górę! Cóż za wstyd w szkole i wśród kumpli, którym z okazji ich urodzin rodzic urządził taką popijawę, że głośno o niej było przez kilka następnych lat! Fly! Jak widzisz: bez picia nie masz życia!
Ale skupmy się na ojcowskich cechach niejakiego Fly'a. Ten facet to całkowite zaprzeczenie wszelkich ojcowskich przymiotów! Po pierwsze: jest wojakiem, w dodatku pilotem. Taki miks oznacza dla dzieciaka tylko jedno: niezłe w przyszłości loty i ogólnie zawyżone ambicje tatuśka. Jak koleś, który ciągle spogląda w niebo, może być odpowiednim przewodnikiem dla dzieciaka w czasie jego dorastania. W czasie jego pierwszych potyczek z życiem typu: pierwsza pała w szkole, pierwsze zawiedzione miłości, pierwsze spotkanie z alkoholem (będzie! Wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni!), pierwsze podejrzane konszachty seksualne z płcią odmienną lub wręcz przeciwnie, pierwsze choroby weneryczne? Jak koleś bujający całe życie w obłokach będzie potrafił poradzić sobie z tymi, ważnymi przecież dla dorastającego dziecka, problemami? Jak wytłumaczy dzieciakowi, że zwierzątka, a głównie ssaki, nie służą do lekcji poglądowych z dziedziny “życie po życiu, czyli co dzieje się po obdarciu (na przykład) kota”. Spójrzmy prawdzie w oczy: Fly na ojca nie nadaje się i koniec. Taka już jego wątpliwa uroda.
W zamian chciałbym tu zauważyć, że na ojców doskonale nadajemy się my: G4SA! Wszak mamy wszelkie po temu atrybuty! Gato pokazałby dzieciakowi co w praktyce znaczy być pedałem i jakie są tego skutki (wszyscy mają go generalnie w dupie). Spinoza ukazałby dzieciakowi uroki bycia rolnikiem - ten jak już zacznie siać to nie może skończyć (echem, co prawda nie żyto ani jakąś inną, równie cenną, roślinę tylko pociski ze smarta - ale nie bądźmy drobiazgowi!). Stick byłby dla dzieciaka żywym przykładem i całą chodzącą encyklopedią wiedzy na tema tego co czynić nie wolno. Cowboy pokazałby w praktyce plusy płynące z nieskrępowanej niczym, wolnej i dającej poczucie spełnienia hodowli bydła. Animal dla odmiany mógłby wskazać kilka niekonwencjonalnych rozwiązań w zakresie utylitarnego tego bydła zagospodarowania. Po tych wszystkich męczących zajęciach Sleeper nauczyłby dzieciaka jak wolny czas w miarę sensownie wykorzystać a Księżniczka naocznie i boleśnie przekonałaby go o tym, co znaczy być niedotykalskim arystokratą. Red zaś nic nie pokazałaby dziecku bo ani na gotowaniu się nie zna, ani na pieluchach, ani na fryzjerce, ani generalnie na niczym. Największy wkład w wychowanie młodego obywatela Kanady miałby oczywiście niżej podpisany. Wszak jego niecodzienne i genialne umiejętności we wszystkim są już szeroko znane i wręcz mityczne.
Jak więc widzisz Fly - ty zrób tylko ochlej (albo naraź się na takie bęcki, przy których spotkanie z Falconem to kaszka z mlekiem) i dawaj nam dzieciaka na wychowanie. My już wyprowadzimy go na ludzi!
P.S. Ogólne
FLY, CHŁOPIE! GRATULACJE Z GŁĘBI SERCA I DUPY!
[Kriszna]
Wszelkie znaki na niebie i ziemi a także w kosmosie zdają się wskazywać na to, że niejaki Cowboy już za całkiem niedługi czas ruszy w ślady Fly'a. Powstaje więc pytanie: po co mu to? Czy Wszechświat potrzebuje kolejnej tak paskudnej mordy (zakładamy, że to jego dzieciak będzie, więc podobieństwo facjat może się okazać uderzające)?
© by CoSTa